Miłość jak proszek do prania?
- Go Public
- 19 mar 2016
- 2 minut(y) czytania
Samotny starszy pan, choinka, pusty stół wigilijny, telefon od córki, że w tym roku też nie przyjedzie. I desperacka decyzja, by fingując własną śmierć, w końcu zmusić rodzinę do spotkania. Reklama niemieckiej firmy EDEKA w ciągu kilku dni zrobiła w Internecie prawdziwą furorę. Chwytająca za serce i wyciskając łzy produkcja pokazuje nie tylko to, jak PR-owo wykorzystać ludzkie emocje w handlu, ale także, że ze współczesnym społeczeństwem dzieje się coś niepokojącego.
Nihil novi
Lubimy się wzruszać. Wiedzieć, że czujemy. Że jesteśmy wrażliwi. Że chociaż w życiu codziennym żałujemy, że wzrok nie może zabijać, w głębi duszy jesteśmy przyzwoici. Marketerzy doskonale o tym wiedzą, dlatego emocje w kampaniach PR wykorzystywane są często. Kto nie pamięta reklamy Procter & Gamble z 2014 roku lub – pozostając w klimacie świąt - ostatniej produkcji Allegro? Reklama EDEKI nie uderza w żadną, nową nutę. Zatem - dlaczego nagle uważamy ją za przełomową?
Socjolog usiadł i zapłakał
Przyznaję, sama płakałam oglądając tę reklamę. Jak cudownie, że ktoś przypomina o właściwych priorytetach – myślałam. Szybko jednak przyszła gorzka refleksja: czy faktycznie musi to robić? Czy jesteśmy tak emocjonalnie wypalonymi, zabieganymi, pochłoniętymi pracą ludzkimi wydmuszkami, że o spędzaniu świąt z rodziną i czasie dla najbliższych musi nam przypominać reklama? Czy czuły gest w stosunku do męża, ojca lub dziadka staje się towarem, który można (i o zgrozo – trzeba!) sprzedawać tak samo jak proszek do prania obrusu na rodzinny stół lub środek na powigilijną (nomen omen) zgagę? Byłam przerażona.
Kup pan cegłę
Jestem PR-owcem i wiem, że twórcom reklamy nie chodziło o obnażanie płytkości współczesnego człowieka, ale po prostu o budowę marki. Trudno zaprzeczyć, że od teraz będzie się kojarzyła pozytywnie, jako prorodzinna, wzbudzająca zaufanie. Nieważne co chce sprzedać – sprzeda wszystko. Najbardziej przerażające jest jednak to, że sprzedała też coś przy okazji – wyrzuty sumienia, pojawiające się w niektórych, pracoholiczych duszach. Ilu z nich, po obejrzeniu tej reklamy, zamknęło laptopa i wykonało telefon do matki? Ilu wróciło wcześniej do domu? Zapewne wielu. Dobrze, że kupili reklamowany czas dla rodziny. Szkoda, że musieli. Szkoda, że dopiero teraz.